Debiut w maratonach z serii Powerade, chyba dość udany.

671,  fot. Michał Czyż

Mimo startu z ogona, dość szybko udało mi się przebić nieco do przodu, a podszkolona jazda z wysoką kadencją była moim atutem na podjeździe aż do Trzech Kopców.

Po serii tasowań się z wieloma zawodnikami, nadszedł czas na to, na co wielu psioczyło, mnie zaś radowało – podjazd po płytach pod Mały Stożek. Jest to jeden z moich ulubionych podjazdów w okolicy. 

fot Tadeusz Skwarczyński

Po podjeździe pod Cieślar nadszedł czas na fragment który był moją słabą stroną, a mianowicie zjazd po kamieniach aż pod Czantorię, gdzie przeskoczyliśmy na Czeski szuter.

Tam nieco potraciłem, jednak od schroniska na Czantorii postawiłem wszystko na jedną kartę  i opłaciło się – tuż przed ostatnim zjazdem doszedłem parę osób którym nie starczyło sił na ostatni, dobijający podjazd. Rwanie na nim, przypieczętowane finiszem blat-ośka sprawiło, że na mecie nie byłem w stanie ustać na nogach 🙂

fot własne

T – 03:44:48.8    M1 – 6/10    OPEN – 103/365

fot własne

Sporo podstaw do wyciągania wniosków na przyszłość zostało z tego maratonu, oby tak dalej!

 

Konrad

Ten upalny start traktowałem dość poważnie, jako „domowy” maraton, toteż chciałem się pokazać z dobrej strony, celując w pierwszą dziesiątkę M1 na dystansie MEGA.

Start z 3 sektora sprawił, że początek był dużo bardziej dynamiczny niż we Wrocławiu. Na asfaltowym odcinku podjazdu pod Trzy Kopce zbiliśmy się z drugim sektorem, jednak jazda szła dość sprawnie.

1434 fot. Elżbieta Cirocka

Zjazd do Brennej wyszedł mi nadzwyczaj dobrze, po krótkim oddechu na bufecie rozpocząłem podjazd pod Grabową. Tu szło mi świetnie, praktycznie cały dystans wyprzedzałem tych, których „kultowe” płyty pokonywały.

1434 fot. BikeLIFE

Podjazd pod Grabową był zablokowany przez podchodzących, a jako że jest to jedna z tych rzeczy, których szybko robić po prostu nie potrafię, trochę mnie to poirytowało.

fot. Tadeusz Skwarczyński

Na kamienistym zjeździe z Kotarza, w wyniku nie zrozumienia intencji wyprzedzanego, kończę z dobiciem na kamieniu, szybka zmiana i jadę dalej, już bez nadziei, ale z chęcią przejechania na wysokim poziomie reszty trasy. A że wyniku nie będzie, cóż.

Po podjeździe i podejściu pod pasmo Grabowej, na którym łapią mnie pierwsze konkretne skurcze, spotykam Maćka (kto to jest, mówić nie muszę, tutaj ściągawka dla nieobeznanych) który w krótkich żołnierskich słowach mnie pogania.

Po szybkiej sekcji po grzbiecie, w dolnej części szlaku, kolejna dętka daje sobie spokój. Tym razem była to kwestia słabej pompki – ciśnienie 1,5 Bara na tylne koło to troszkę za mało na dętkach 🙂 Tyłek ratują pompka i dętka pożyczona od przejeżdżających zawodników.  Dalej jadę nie mając już żadnych złudzeń odnośnie „wyniku” jaki czeka na mnie na mecie. Na ostatnim bufecie dłuższa pauza, uzupełnienie bidonu izotonikiem i szybki podjazd szutrem, kończący się podejściem (skurcze!).  Tu krótkie podziękowania dla „konkurencji” 🙂 Bufet wodny zorganizowany przez Gomolę uratował mi tyłek, bez dwóch zdań! Dzięki 🙂

Później trochę jak po omacku – Trzy Kopce, asfalt, szlakiem do Wisły i długi finisz po asfalcie.  Kiedy oddałem pożyczone pompki do spikera, oraz poprosiłem o szukanie mojej i dotarłem do Pasta Party, sprawdziłem z ciekawości telefon. A tam takie coś:

T: 3:27:53       4 / 6 M1        139 / 408 Open Mega

Z początku nie uwierzyłem i Maciek musiał mnie pogonić pod scenę przy dekoracji, żebym sprawdził czy to nie jaja, jednak nie 🙂  Podsumowując, pierwszy maraton w górach zaliczony, najprawdopodobniej ostatni z serii BM.  No i miejmy nadzieję, że Michał się złoży do kupy i będzie to mój ostatni  solowy występ 😉

Tour de UEK 03.06.12

Posted: 8 lipca 2012 in Strona Główna

Przerwę między maratonami uzupełniłem okazyjnym startem w małym ścigu XC organizowanym przez AZS Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Od startu mojej grupy trzymałem się w pierwszej trójce, na trzecim kółku spadłem na czwarte miejsce i pozostało mi tej lokaty bronić.

Na ostatnie kółko wjechałem czwarty z dość niepewną przewagą nad piątym miejscem. Niestety tuż przed metą, na jedynym ciekawszym fragmencie tej płaskiej trasy popełniłem minimalny błąd i  zaliczyłem szlif po asfalcie i straciłem 4 miejsce.

Podsumowując start dość przyjemny, fajna atmosfera, a rywalizacja bez kategorii wiekowych nie była aż taka zła jak się zapowiadało 🙂

Kolejne doświadczenie, kolejny numer na ścianę, kolejne szlify do kolekcji 😉

Miejsce 5 / 24

Pisał Konrad

Po długim, burzliwym, zimowym okresie przygotowawczym, niejednym tłumaczeniu się z biegania/rowerowania w temperaturze, ujmijmy to krótko, nieprzyjemnej, nadszedł czas na zbieranie laurów zwycięstwa na pierwszym starcie sezonu. Tak widziałem oczyma wyobraźni mój start we Wrocławiu.

Po trzeźwej ocenie sytuacji, wyszło że wykonanie planu przygotowawczego w granicach 50-60% daje mi szansę na co najwyżej dojazd do mety. Aż tak źle znów nie było, skończyło się gdzieś pośrodku…

Numer 1434   fot.  Bikelife

Kilkanaście minut przed 11 ustawiam się w moim, ósmym sektorze, w którym wylądowałem z powodu braku historii starów w maratonach, w okolicach pierwszej pięćdziesiątki. Czekało mnie dość długie, bo około półgodzinne stanie w deszczu i 5oC, jednak okazało się, że było warto, bo za mną stanęło dobre 300-400 osób.

Zgodnie z powiedzeniem, że wyścigi wygrywa się w głowie, już dzień wcześniej wiedziałem jak chcę jechać. Do rozjazdu MINI/MEGA ostro, później pętlę Mega już własnym, nieco spokojniejszym rytmem. Jak na panujące warunki, plan zdał egzamin. Jazda w zaparowanych okularach i bez klocków trochę przeszkadzała, ale po za tym to było świetnie.

Doświadczenie nabyte, punkty sektorowe zebrane, oby tak dalej 🙂

T: 3:04:15
13/30 M1 MEGA
159/669 Open MEGA

Pisał Konrad

bikedoktorblox

Posted: 15 września 2011 in Strona Główna

Witajcie, oto zaczynam przygodę z prowadzeniem własnego bloga. Jak sama nazwa wskazuje będzie to blog związany z rowerami, kolarstwem i kolarstwem górskim ale nie tylko 🙂 mam nadzieję że będzie ciekawie. Zapraszam wszystkich do lektory wkrótce nowe wpisy.

Pozdrawiam

BikeDoctor